01.10.2015-21:38
☢ DROGA NUMER 10 ☢
Więc przygnało cię aż tutaj… a może stąd właśnie pochodzisz? Tak czy inaczej w oddali majaczy Phoenix – spieczone wiecznym słońcem, błyszczące zdewastowanymi wieżowcami w centrum niby gniazdo legendarnego ptaka powstającego z popiołów. Jedno jest pewne – zanim tam dojdziesz, na piechotę zejdzie ci jakiś dzień drogi… o ile przeżyjesz. Przed tobą pustynia, widoki oddalonych gór skarłowaciała roślinność, kaktusy, mnóstwo piachu w zębach, oczach, włosach i w butach. Skwar lejący się z nieba prędzej doprowadzi do udaru, dlatego poparzenia będą twoim ostatnim zmartwieniem. Jeśli będziesz mieć szczęście to przed tym ukropem skryjesz się gdzieś we wraku wozu pozostawionego na krajowej 10'tce.
Rachityczny krzaczek nierzadko jest żerdzią popromiennego sępa. Hegemończycy strzelają w mieście do wszystkiego co lata, dlatego te podniebne bestie przeniosły się na obrzeża. Jeśli słyszysz skrzek jakiegoś z nich, wielce prawdopodobne jest, że w pobliżu jest ich jeszcze kilka. To tu to tam sterczą kikuty wież dawnej sieci energetycznej, wspinanie się na nie może nie jest najlepszym pomysłem, ale po pierwsze – uwalnia to od znajdowania się na ziemi pośród masy groźnych gatunków, po drugie – z wysoka lepiej widać co dzieje się dalej.
Podobnie ma się sprawa ze skałami – pod byle kamykiem może kryć się groźny skorpion lub wylegujący w cieniu grzechotnik. Ba, pół biedy jeśli napatoczysz się na gada, bowiem tereny dookoła Phoenix regularnie sprawdzane są przez patrole banditos, a jeśli dojrzą cię i skapną, że nie jesteś swój, to lepiej by twoja pukawka była w twojej ręce szybciej niż zdążysz powiedzieć „Del Campo”. Rangerzy z tych regionów to nie pipki z Vagas… ale skoro już tu jesteś, wiadomym było czego się spodziewać, nie?