15.02.2015-19:06
Gdzie kula nie dociera... Czyli świat, w jakim przyszło nam żyć
Zastanawia cię, w jakich pieprzonych czasach przyszło nam żyć? Więc przypomnę ci. Przypomnę ci tą całą powaloną na łeb, na szyję historię. Mamy coś około 2054 roku. Może to być lipiec, może listopad, może nawet minął już kolejny rok i mamy jeszcze dalszą datę. Nie wiem, nikt nie wie, bo ciężko się obeznać dokładnie nie mając pór roku i kalendarza aktualnego. Gdy wyjedziesz z Detroit w sobotę 28 listopada i będziesz jechał przez tydzień dojedziesz do Nowego Jorku we wtorek 9 czerwca. Przynajmniej jesteśmy mniej więcej zorientowani, która godzina...
Ale zacznijmy od początku. Jakieś trzydzieści cztery temu rozpętało się prawdziwe piekło na ziemi. Apokalipsa. Nie było jednak żadnych jeźdźców ani biblijnych trąb grających wielką melodię. To wszystko to zwyczajne zabobony. 5. września 2020 roku wielki, inteligentny twór człowieka, owoc długoletniej pracy rzeszy naukowców nad AI, komputerowa sieć mająca służyć dobru ludzkości, obdarzony w sztuczną inteligencję i wolną wolę superkomputer zwany Molochem zbuntował się. A raczej uznał swoich twórców za wrogów. Miał nas chronić i stwierdził, że jesteśmy sami dla siebie zagrożeniem, czy też uznał ludzkość za zagrożenie dla niego samego łamiąc podstawowe prawa robotyki. Jakkolwiek... W ruch, za jego rozkazem i poleceniem, ruszyły sterowane zdalnie głowice jądrowe wycelowane w największe mocarstwa świata. Japonia, Rosja, Stany Zjednoczone, te wszystkie kraje stanęły naprzeciw siebie, każdy oskarżał drugiego o atak. W końcu rozpętała się wojna. Uznano agresję strony przeciwnej i każde z tych państw zaatakowało przeciwników. Rakiet i głowic atomowych, jądrowych, chemicznych, biologicznych i tym podobnych przybywało niemal w tempie geometrycznym. Do boju oczywiście ruszyły i konwencjonalne wojska: lotnictwo, marynarka, piechota, jednostki pancerne. Bardzo szybko, bo w ciągu zaledwie niecałego tygodnia, było już po wszystkim. Koniec wojny. Ale nie istnieli już zwycięzcy i pokonani. Nie było wygranych i przegranych. Były wyłącznie zgliszcza i ruiny. Ci, co przetrwali, schronili się na jakiś czas w bunkrach, piwnicach, gdziekolwiek pod ziemią, byle dalej od skażenia, broni chemicznej i innych świństw. Czekali, aż cała ta radioaktywna, mutująca i śmiercionośna chmura opadnie, wywietrzeje. W ten sposób cała Ameryka Południowa została zmutowana, wysokie lasy i dzikie puszcze przemieniły się w jeden super-eko-mechanizm. Matka natura nie uciekła od mutacji i radiacji. Powstała Neodżungla.
W tym czasie zaś Moloch rósł w siłę. Zajmował kolejne tereny na północy Ameryki Północnej - Alaskę, Kanadę, niektóre stany USA... Budował i podbijał fabryki, w których powstawała jego własna armia mająca na celu zmiecenie ludzkości z powierzchni ziemi. Armia miliardów robotów, wszelakiej maści maszyn do dziurawienia delikatnego, śmiertelnego ciała człowieka. Dopuszczał się nawet porywania ludzi, aby przeprowadzać na nich eksperymenty. Tak oto powstały cyborgi, czyli połączenie zabójczej broni Molocha i jego robotów z doskonałością ludzkiego ciała i kreatywnością umysłu.
Miał jeden, jasny cel. Pozbyć się gatunku człowieka. Obierał więc strategiczne punkty, napadał, atakował i podbijał kopalnie, elektrownie, szpitale, wszelkie przydatne dla niego miejsca, z których mógł czerpać zasoby, dane lub utrudnić życie swojemu wrogowi. Wszystko to było mu potrzebne, aby mieć surowce do wytwarzania odpowiedniej ilości swoich konserwowych przyjaciół. Ferajna Molocha czy też Moloch i przyjaciele - brzmi wesoło, ale w praktyce i na froncie wcale już takie wesołe nie było.
Ludzie obudzili się w końcu z letargu, uzbroili i zaczęli walczyć. Na początku była to walka o przetrwanie, pojedyncze potyczki z chmarami maszyn. Zawsze kończyły się masakrą. Powoli zaczął się wykształcać front. Wtedy też powstał Posterunek, poszczególne gangi, stada mutantów, niektóre miasta rozpoczęły proces napraw, odbudowy kraju i jego potęgi. Zaś na północy przebiegała linia walczących ludzi, wojskowych i wielu ochotników przeciwko Molochowi.
Całkiem niedawno naukowcy Posterunku wpadli na "genialny" pomysł. Pomysł jak pokonać Wielkiego Żelaznego. Stworzyli nową sztuczną inteligencję, która miała pokonać Starszego Brata, nienawidzić go. Nazwali go SMART. Nienauczeni doświadczeniem idioci, prawda...? SMART też się zbuntował. Czaisz?! Kolejny zbuntowany superkomputer! Uciekł na Południe, pomiędzy drzewa i rośliny Neodżungli, gdzie, na ruinach jakiejś zarośniętej przemysłowej fabryki, zbudował swoją siedzibę, bazę i fabrykę robotów. Owszem - nienawidzi Molocha i zwalcza jego pomioty jak dobry tępiciel. Jest tylko jeden mały problem: ludzi też zwalcza, zabija, morduje. Nie przebiera w środkach, choć nie chce ich bezwzględnie eksterminować. Po prostu się ich boi. Na pewno nie robi z nich cyborgów ani nie eksperymentuje na nich. Po prostu... Zabija. Jego siły są jednak nieporównywalnie mniejsze od wojsk Tostera.
Żyjemy u schyłku świata. U krańca cywilizacji. U końca ludzkości. Przyszło nam istnieć w ostatnim akcie apokalipsy - w jej finalnym zakończeniu. A tytuł tego aktu to "totalna eksterminacja". Niektórzy załamali się psychicznie, popadając w paranoję, w psychozę, ukrywają się po kątach, w zaułkach i pod stertami gruzów walcząc o przetrwanie następnego dnia. Są też tacy, którym jest to zupełnie obojętne i chcą zachować chociaż pozory "normalności", o ile takie słowo teraz istnieje. Ale są jeszcze inni, którzy, zupełnie odwrotnie do pozostałych, kierują się zasadą Carpie Diem. Bawią się, niszczą, uprawiają seks, biorą tony prochów, ścigają, strzelają, spełniają marzenia. Starają się po prostu wyciągnąć z tej szaro-krwistej egzystencji co tylko jeszcze da radę.
A ty? Kim chcesz być na tym posranym świecie...?
Szczegółowe informacje na temat specyficznych aspektów zawartych w realiach znaleźć można i należy przeczytać w odpowiednim DZIALE oraz poniżej: