03.06.2016-22:14
Coś tknęło klechę. Opatrzność? Boska interwencja? Przypadek, czy może wyostrzone zmysły? Może wszystko na raz? Trudno było stwierdzić, cóż poruszyło ten umysł do wykonania tego ruchu, jednak koniec końców, wynik pozostawał niezmienny. Kapłan zatrzymał się w chwili, w której Marvin, nieznany jeszcze samotnemu krzyżowcowi, kucnął w trawie i zniknął z pola widzenia kapłana. Archanioł, bo tak na tego chrześcijanina wołano, zawiesił spojrzenie w miejscu, gdzie znajdowała się reszta, prawdopodobnie Meg również się schowała, kładąc na trawie i podziwiając nocne niebo, czy coś w tym stylu robiąc... Po kilku chwilach, człowiek zaczął zbliżać się w stronę grupki, pewnie, ale niezbyt prędko, odczepiając latarnię od jej miejsca i oświetlając drogę przed sobą, a tym samym i swoją twarz, wraz z odzieniem. Wyglądał... Cóż dosyć ciekawie. Długie, co prawda przetłuszczone, ale nadal grube i ciemne włosy, zielone oczy i blada cera, w połączeniu z lekko kościstą twarzą dawały wygląd osoby, która w jakimś stopniu była dumna, z bliżej nieokreślonego powodu. Oświetlając sobie drogę trzymaną w jednej dłoni latarnią, podczas gdy drugą schował w sutannie, na wysokości piersi, tworząc tam naturalne wybrzuszenie.
- Pan jest pasterzem moim, niczego mi nie braknie. Pozwala mi leżeć na pastwiskach zielonych, prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć. Orzeźwia mą duszę. Prowadzi mnie po ścieżkach prostych, dla chwały swojego imienia. A choćbym zeszedł, w ciemną dolinę śmierci, zła się nie ulęknę, bo Ty, jesteś ze mną. Dobrym jesteś zaś pasterzem i zagubionych swych owiec nie porzucisz na pastwę wilka, a udasz się za nimi. Kij twój i laska pasterska, są pociechą naszą, gdy bracia i siostry powrócą, do stadka twego...
Zbliżał się w stronę dwójki ludzi i ich zwierząt, a im bliżej podchodził, tym wolniej szedł, jakby wyczuwał, gdzie się znajdują, chociaż... Może to był czysty przypadek? Chwilowo nie prezentował sobą za dużego zagrożenia, ot, kapłan się pojawił, który nie wiadomo skąd jest i co tu robi, a i uzbrojony się nie wydaje, bo cóż mógłby zrobić z tą latarnią?
- Pan jest pasterzem moim, niczego mi nie braknie. Pozwala mi leżeć na pastwiskach zielonych, prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć. Orzeźwia mą duszę. Prowadzi mnie po ścieżkach prostych, dla chwały swojego imienia. A choćbym zeszedł, w ciemną dolinę śmierci, zła się nie ulęknę, bo Ty, jesteś ze mną. Dobrym jesteś zaś pasterzem i zagubionych swych owiec nie porzucisz na pastwę wilka, a udasz się za nimi. Kij twój i laska pasterska, są pociechą naszą, gdy bracia i siostry powrócą, do stadka twego...
Zbliżał się w stronę dwójki ludzi i ich zwierząt, a im bliżej podchodził, tym wolniej szedł, jakby wyczuwał, gdzie się znajdują, chociaż... Może to był czysty przypadek? Chwilowo nie prezentował sobą za dużego zagrożenia, ot, kapłan się pojawił, który nie wiadomo skąd jest i co tu robi, a i uzbrojony się nie wydaje, bo cóż mógłby zrobić z tą latarnią?
Człowiek wybiera, niewolnik ulega. <= Andrew Ryan